Jeśli prześledzimy doniesienia medialne dotyczące błędów lekarskich, zauważymy, że w przytłaczającej większości przypadków mamy do czynienia z relacjami koncentrującymi się wokół poszkodowanego pacjenta i doznanych przez niego cierpień. Ujemne przeżycia lekarza uwikłanego w postępowania dyscyplinarne i sądowe, często bezpodstawnie, najwyraźniej traktuje się marginalnie, jako ryzyko wkalkulowane w wykonywanie zawodu i nie poświęca im się miejsca w przestrzeni publicznej. Znamienne jest to, że o przypadkach oczyszczenia lekarzy z zarzucanych im nieprawidłowości nie słyszymy często w mediach, zwłaszcza jeśli stawiane zarzuty nie potwierdziły się w postępowaniu przygotowawczym.
Skupiając uwagę wyłącznie na pacjencie i jego poczuciu krzywdy, tracimy z pola widzenia skutki uboczne długotrwałych i dolegliwych postępowań prowadzonych w stosunku do lekarzy. Depresja, myśli rezygnacyjne, niekiedy urzeczywistnione przez porzucenie upragnionego, z trudem zdobytego zawodu, to najczęściej spotykane następstwa wspomnianych postępowań. Mec. Radosław Tymiński wspomina również o nowej jednostce chorobowej MMSS (Medical Malpractice Stress Syndrome) – zespole stresu związanego z błędem medycznym. Jest to o tyle poważny i realny problem, że – jak przyjmuje się – w okresie 5-10 lat wykonywania zawodu każdy lekarz co najmniej raz będzie narażony na konieczność odpierania formułowanych wobec niego oskarżeń. Statystyki nie napawają przy tym optymizmem, z raportu CBOS z 2016 roku wynika jednoznacznie, że 74 % ankietowanych wyraziło niezadowolenie ze służby zdrowia. Dwa lata wcześniej, aż 33 % respondentów podało, że doświadczyło błędów medycznych, zaś 15 % stwierdziło, że ofiarami błędów medycznych były ich dzieci.
Chciałbym jednak zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt eskalującej tendencji do pociągania lekarzy do odpowiedzialności, pozornie nieszkodliwy, a mianowicie przediagnozowanie (overdiagnosis), czyli stawianie diagnozy na wyrost. W powszechnym rozumieniu popełnienie błędu diagnostycznego sprowadza się do nierozpoznania choroby lub stanu patologicznego wymagającego rozpoczęcia leczenia, a którą to chorobę lub stan lekarz mógł i powinien rozpoznać. Szczególnie wysokim ryzykiem obarczony jest błąd w ostrych stanach chorobowych, zaliczanych do grupy do grupy bezpośrednio zagrażających życiu.
Z kolei pomijaną kwestią wydaje się odwrotna sytuacja, kiedy to dochodzi do rozpoznania chorób lub obrażeń, których nie ma lub są opisywane w postaci cięższej niż w rzeczywistości. Niezwykle często wynika to z obawy lekarza przed pretensjami pacjenta i w dalszej kolejnościami oskarżeniami o nierozpoznanie choroby z powodu opisywania subiektywnych dolegliwości, których nie da się obiektywnie zweryfikować. Nadmiernie roszczeniowe inklinacje pacjentów i ich bliskich często wymuszają na lekarzu defensywną postawę w celu uniknięcia zarzutów niewyczerpania wszystkich możliwości. Z racjonalnego punktu widzenia uleganie przez lekarzy tej presji jest o tyle zrozumiałe, że w orzecznictwie, zwłaszcza sądów dyscyplinarnych, surowo piętnuje się zaniechanie, aprobując przy tym nadgorliwość przez przemilczanie niekorzystnych skutków przediagnozowania.
Wydawać by się mogło, że usilne dążenie do rozpoznania choroby i rozpoznanie poważniejsze niż w rzeczywistości nie wiąże się z żadnymi negatywnymi skutkami. Według niektórych stanowisk ma to nawet korzystny wpływ na wynik terapii, ponieważ pacjent łatwiej poddaje się reżimowi leczenia. W kolejnym wpisie zostaną jednak omówione szkodliwe aspekty tego zjawiska.
{ 1 komentarz… przeczytaj go poniżej albo dodaj swój }
nadmierne zlecanie badań i zabiegów, zwłaszcza w sytuacji, gdy pacjent jest starszy i mało kumaty zakrawa o tortury. Znam lekarzy, którzy pacjentowi u kresu życia i nieraz w stanie agonalnym serwują zaawansowaną, kosztochłonną i obciążającą organizm diagnostykę. Na tym etapie uporczywej diagnostyki zwykle się kończy, ale są i tacy którzy przechodzą dalej do etapu uporczywej terapii.
Całe życie przeżył z wieloma chorobami, o których nie wiedział a tu jakaś „ambitna ” doktórka w izbie przyjęć zleca komplet badań przed śmiercią, celem których jest głównie, żeby było wiadomo na co babcia zmarła i żeby wyglądało ładnie na karcie wypisowej, a nie tak pusto 🙂
PRZYCZYNĄ tego zjawiska był system wyceny punktowej procedur, ale także strach przez zarzutami zaniechania. Jak z tym walczyć?